WKS Śląsk Futsal Wrocław przegrał w ramach 15. kolejki 1. Polskiej Ligi Futsalu w Tychach z miejscowym GKS-em 2:7. Trójkolorowi zaczęli mecz bardzo dobrze i szybko objęli prowadzenie, ale potem na parkiecie dominowali gospodarze. Gole dla Wojskowych zdobyli Giorgio Chokheli i Michał Grochowski.
Do Tych wrocławianie pojechali w 14-osobowym składzie. Trener Piotr Wysoczański nie mógł jednak skorzystać z części podstawowych zawodników - brakowało Michała Bondarenki, którego nie zobaczymy do końca sezonu oraz Filipa Turkowyda (choroba) i Yaroslava Morykyshki (obowiązki zawodowe). W ich miejsce do składu wskoczyło dwóch bramkarzy: Mateusz Dec i Daniel Dudek oraz debiutujący w składzie pierwszego zespołu pivot Adam Moczurad. Gospodarze wybiegli na parkiet w zestawieniu Paweł Mura, Tomasz Gąsior, Szymon Cichy, Bartłomiej Sitko i Mateusz Kosowski. Wrocławianie rozpoczęli mecz piątką: Noel Charrier, Michał Grochowski, Jan Rojek, Daniel Hoilik oraz Artem Lytvynenko.
Pierwsze 10 minut było kapitalne w wykonaniu Śląska. Trójkolorowi rozpoczęli bardzo dynamicznie i widać było w nich chęć do zdominowania meczu. Pierwsza sytuacja bramkowa przydarzyła się jednak gospodarzom, w 2. minucie wrocławianie stracili piłkę na własnej połowie, a świetne dogranie dostał Kosowski, który jednak jakimś cudem uderzył obok bramki Charriera. Nie minęła jednak nawet chwila, a z kapitalnym wypadem ruszyli Wojskowi, Hoilik minął rywala blisko bramki tyszan i uderzył po długim rogu, ale piłka uderzyła tylko w słupek i to było pierwsze poważne ostrzeżenie dla gospodarzy. W 4. minucie po raz kolejny z szybką kontrą ruszyli wrocławianie, tym razem akcja dwójkowa Krystiana Jajko z Miłoszem Tarankiem i ten pierwszy znalazł się w sytuacji sam na sam, ale uderzył prosto w Murę. Podopieczni Piotra Wysoczańskiego dominowali, ale co jakiś czas GKS stwarzał zagrożenie i nie inaczej było w 6. minucie, kiedy to tyszanie kombinacyjnie rozegrali aut i piłka ponownie trafiła do Kosowskiego, ale ten z metra kopnął prosto w bramkarza WKS-u. W międzyczasie jedni i drudzy zaliczyli po pierwszym faulu, ale mecz zdecydowanie nie należał do tych ostrych, zawodnicy szanowali siebie nawzajem i grali fair play. Wreszcie w 8. minucie mieliśmy kolejną rotację na parkiecie i fenomenalnie z kontrą wyszedł Taranek, dograł do Giorgio Chokheliego, a ten w sytuacji sam na sam nie pozostawił złudzeń bramkarzowi i dał Śląskowi prowadzenie 1:0. Tym samym WKS bardzo mocno zaznaczył swoją przewagę w pierwszym fragmencie meczu.
Drugie 10 minut również zaczęło się świetnie dla gości, ale jak się później okazało była to tylko dobra mina do złej gry. W 11. minucie Gio ponownie miał szansę wyjść sam na sam z bramkarzem, ale faulował go Krystian Karpeta i za ten faul zobaczył żółtą kartkę - pierwszą w meczu. Rzutu wolnego nie udało się jednak zamienić na nic pozytywnego, a od tego momentu kontrolę nad meczem przejęli gospodarze. Tyszanie w ciągu kilku minut mieli kilkanaście świetnych sytuacji, ale kapitalnie w bramce zachowywał się Noel Charrier i obronił kilka naprawdę trudnych strzałów Gąsiora, Krzyżowskiego, Karpety czy Kosowskiego. Dominacja tyszan była jednak aż nadto widoczna i bramka wyrównująca wisiała w powietrzu, co ostatecznie ziściło się w 17. minucie. Gospodarze wykonywali rzut rożny i to właśnie bezpośrednio z tego fragmentu gry na bramkę uderzył Kosowski i dał GKS-owi wyrównanie. Ten gol jeszcze mocniej nakręcił gospodarzy, którzy w 19. minucie wyszli na prowadzenie. Stratę w środku pola zaliczyli wrocławianie, piłkę przejął Sitko i pomknął środkiem boiska, kończąc swój rajd bardzo mocnym strzałem i bramką na 2:1. W samej końcówce pierwszej części gry tyszanie dwukrotnie faulowali dość ostro w środku boiska, a drugi faul na Grochowskim był już ich szóstym w związku z czym rywale mieli szansę na bramkę wyrównującą z przedłużonego rzutu karnego. Do piłki podszedł Miłosz Taranek, ale zabrakło mu nieco szczęścia i uderzył tylko w słupek bramki Mury. Do przerwy utrzymał się więc wynik 2:1 dla gospodarzy.
Druga połowa rozpoczęła się tak, jak wyglądał mecz pod koniec pierwszej części. GKS grał bardzo dobrze, zespołowo i świetnie dzielił się piłką. Podopieczni Andrzeja Szłapy bardzo szybko udokumentowali swoją przewagę, bo już w 21. minucie piłkę przed polem karnym dostał Kosowski i będąc na wprost bramki uderzył bardzo mocno czubkiem buta i nie dał szans Charrierowi, podwyższając wynik na 3:1. Chwilę po wznowieniu jedyną na tym etapie dobrą okazję mieli wrocławianie, którzy zagrali koronkową akcję, a zabrakło jedynie celnego wykończenia. Rojek zagrał piłkę górą do wybiegającego Hoilika, ten utrzymał się przy piłce i ponownie podnosząc futbolówkę dograł w pole karne, a tam głową próbował swoich sił Lytvynenko, ale uderzył prosto w bramkarza. Kontrola była jednak wciąż po stronie tyszan, którzy zadali kolejne dwa mocne ciosy w 24. i 26. minucie. Najpierw Krzyżowski uderzył bardzo mocno pod poprzeczkę dając swojej ekipie trzybramkowe prowadzenie, a chwilę później gospodarze świetnie rozegrali rzut wolny, zawodnik GKS-u przepuścił piłkę, a za jego plecami wbiegał Cichy i strzelił na 5:1. W międzyczasie, już po 6 minutach drugiej części gry wrocławianie mieli wykorzystany limit fauli i każde kolejne przewinienie skutkowało przedłużonym rzutem karnym. W 28. minucie bardzo dobrą indywidualną akcją błysnął Jajko, ale uderzył tylko w słupek. Nie minęła nawet minuta, a tyszanie trafili po raz szósty - dobre zagranie do środka boiska i Gąsior strzelił bardzo mocno, trafiając na 6:1.
Te 10 minut było katastrofalne dla podopiecznych Piotra Wysoczańskiego, a na domiar złego ostatni fragment rozpoczął się ponownie od bramki GKS-u. Kolejną stratę w środku boiska zaliczyli Trójkolorowi i kontrę trzech na jednego bramką zakończył Kosowski, podwyższając na 7:1. Śląsk był ewidentnie zrezygnowany i kontynuował grę ze spuszczonymi głowami. Z kolei GKS grał jak z nut i niemalże każdą dotychczasową sytuację zamieniał na bramkę. Śląsk nawet jeśli dochodził do okazji, to świetnie w bramce spisywał się Mura, który w 33. minucie obronił najpierw strzał Jajko, a kilkanaście sekund później Hoilika. W kilku kolejnych minutach jedni i drudzy w niesamowitym tempie przenosili piłkę spod jedną pod drugą bramką, a jedna z takich akcji w wykonaniu WKS-u w 36. minucie skutkowała rzutem wolnym i czerwoną kartką dla Piotra Pytla i grą w osłabieniu gospodarzy. Osłabienie rywali udało się wykorzystać dość szybko, bo już w 37. minucie Michał Grochowski zmniejszył rozmiary porażki, trafiając sprzed pola karnego na 2:7. Pod koniec drugiej połowy w bramce Śląska pojawił się Mateusz Dec, który zmienił zmęczonego Noela Charriera. Do końca spotkania wynik się już nie zmienił i gospodarze wygrali na własnym parkiecie bardzo wysoko.
Pierwsze 10 minut nie zapowiadało tego, że takim wynikiem zakończy się spotkanie w Tychach. Wrocławianie rozpoczęli mecz bardzo dobrze, prowadzili i wydawało się, że przed nami świetne widowisko. Tyszanie jednak później złapali bardzo dobry rytm, a swoimi kontraktowali raz po raz razili gości. Czas na chwilę odpoczynku i przygotowywanie się do meczu z Heiro Rzeszów, które już 2 marca o godz. 20:00 rozegramy we wrocławskiej hali AWF.