Osłabiony WKS Śląsk Futsal Wrocław wygrał na wyjeździe z FC Silesia Box Siemianowice 5:4 w 17. kolejce 1. Polskiej Ligi Futsalu. Pomimo nieobecności kilku kluczowych graczy, Trójkolorowi zagrali bardzo dobre zawody i ani przez chwilę nie musieli w tym starciu gonić wyniku. Bramki dla WKS-u zdobyli Krystian Jajko (2), Miłosz Taranek, Artem Lytvynenko oraz Adam Moczurad, który w debiucie zapewnił Śląskowi bardzo ważne trzy punkty.
Do Siemianowic Śląskich WKS pojechał dość mocno osłabiony i w okrojonym, 12-osobowym składzie. W rosterze wrocławian zabrakło Filipa Turkowyda, Daniela Hoilika oraz Yaroslava Morykyshki a więc trzech graczy, którzy stanowią bardzo ważne ogniwa w rotacji trenera Piotra Wysoczańskiego. Cała trójka leczy niegroźne urazy i niebawem powinna być gotowa do powrotu na parkiety 1. Polskiej Ligi Futsalu. W składzie ponownie pojawili się z kolei Daniel Dudek, Adam Moczurad oraz Olgierd Kur. Gospodarze rozpoczęli spotkanie w zestawieniu: Paweł Grzywa, Kamil Kmiecik, Michał Włodarek, Kuba Haase i Daniel Wojtyna. Trójkolorowi na parkiet wybiegli piątką: Noel Charrier, Michał Grochowski, Jan Rojek, Artem Lytvynenko oraz Filip Kapinos.
Trójkolorowi zaliczyli kapitalny początek. Dość szybko zaznajomili się ze specyfiką hali w Siemianowicach i od początku podeszli do rywali bardzo wysoko. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo pressing opłacił się już w 2. minucie, kiedy to błąd popełnił bramkarz gospodarzy Grzywa i do pustej bramki uderzył Lytvynenko, dając prowadzenie WKS-owi 1:0. Chwilę po bramce trener Wysoczański zdecydował się na pierwsze zmiany i na parkiecie pojawiła się czwórka Kamil Kozak, Giorgio Chokheli, Miłosz Taranek i Krystian Jajko, która również od razu zaznaczyła mocno swoją obecność. Najpierw w 4. minucie strzał Kmiecika obronił Charrier, a chwilę później z kontrą wystartował Jajko, minął trzech rywali i został sfaulowany przez Haase, za co ten ujrzał żółtą kartkę. Krystian jednak nie poddaje się łatwo i już przy następnej okazji ruszył z identyczną szarżą i tym razem nikt nie był w stanie go zatrzymać, a najlepszy strzelec wrocławian podwyższył na 2:0 w 5. minucie strzałem między nogami Grzywy. Po drugim ciosie w tak szybkim tempie trener siemianowiczan Paweł Machura poprosił o czas żeby porozmawiać ze swoim zespołem. Przerwa dobrze wpłynęła na Silesię, która złapała oddech i zaatakowała ze zdwojoną siłą - w ciągu kilkunastu sekund trzy razy na bramkę Śląska uderzał Wojtyna, ale trzykrotnie na wysokości zadania kapitalnie stanął Charrier. W międzyczasie ostrym faulem popisał się strzelec pierwszego gola dla WKS-u Artem Lytvynenko, za co został ukarany żółtą kartką i musiał się pilnować w kolejnych minutach. W 9. minucie bramkarz gospodarzy zrobił przewagę na połowie rywali, zagrał górą do Włodarka, który zgrał od razu do Haase i zawodnik Silesii nie miał problemu z umieszczeniem piłki w siatce, zdobywając tym samym bramkę kontaktową - 1:2. Pierwsze 10 minut było więc bardzo intensywne i obfitowało w wiele sytuacji, ale lepiej w tym fragmencie zaprezentowali się Trójkolorowi.Drugie 10 minut z kolei kapitalnie zaczęli siemianowiczanie, którzy w 11. minucie doprowadzili do wyrównania. Lytvynenko trzymał piłkę i wydaje się, że został popchnięty, ale sędziowie nie dostrzegli przewinienia i sam na bramkę pomknął Damian Kowalczyk, a jego strzał zatrzepotał w siatce i mieliśmy 2:2. Ten gol mocno podrażnił WKS, który miał już bezpieczną przewagę, a musiał zaczynać wszystko od nowa. Kilka razy w niezłych okazjach znajdował się Chokheli, ale albo dobrze w bramce zachowywał się Grzywa albo brakowało nieco szczęścia. Gospodarze byli w tej pierwszej połowie bardzo agresywni, co przekładało się na kartki i najpierw w 13. minucie otrzymał ją Wojtyna, a w 15. Haase zobaczył drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę za faul na Grochowskim, który był w świetnej okazji do oddania strzału. Śląsk miał więc dwie minuty gry w przewadze, ale jak się później okazało, nie licząc jednego dobrego strzału Lytvynenko - na nic się to nie zdało. Ostra gra z kolei była coraz bardziej wszechobecna i w 19. minucie byliśmy świadkami kolejnych dwóch żółtych kartek w 19. minucie - najpierw Adrian Stachański otrzymał ją za ostry faul na Giorgio Chokhelim przed polem karnym siemianowiczan, a chwilę później Krystian Jajko z impetem wpadł w bramkarza gospodarzy i również otrzymał indywidualne napomnienie. Na szczęście w samej końcówce pierwszej części gry zawodnicy przypomnieli sobie o grze w futsal co skutkowało kolejnymi dwoma trafieniami. W 20. minucie świetnym dalekim wyrzutem wznowił Charrier, piłkę przejął Taranek, zagrał wzdłuż bramki do Jajko, a ten wpisał się po raz tego wieczora na listę strzelców i WKS prowadził 3:2. I kiedy wydawało się, że to ostatni mocny akcent pierwszej części gry, to już kilka sekund po wznowieniu kapitalnie z lewej strony do środka zszedł Wojtyna i płaskim strzałem umieścił piłkę w bramce, ustalając wynik do przerwy na 3:3.
Druga połowa rozpoczęła się tak, jak zakończyła się pierwsza - niesamowicie mocnym uderzeniem z obydwu stron. Najpierw dwukrotnie z dystansu uderzali gospodarze, ale kapitalnie w bramce (a jakże!) zachował się Noel Charrier. Chwilę później, bo w 24. minucie, odpowiedzieli wrocławianie i zrobili to w sposób najlepszy z możliwych - zdobytą bramką. Znowu kapitalne wznowienie Noela, ale tym razem do Jajko, który zgrał fenomenalnie wzdłuż bramki do Taranka, a ten dał Śląskowi kolejne prowadzenie, było 4:3. Ponownie jednak radość WKS-u trwała dosłownie kilkanaście sekund, bo już chwilę później piłkę pod naszą bramką przejęli gospodarze i Krzysztof Krzywoń wystawił piłkę do pustej bramki Piotrowi Hiszpańskiemu, który doprowadził do remisu 4:4. W kolejnych minutach nieco więcej z gry mieli siemianowiczanie, ale nie przekładało się to na żadne klarowne sytuacje, a z kolei przyjezdni cierpliwie czekali na swoje szanse w kontrach i jedna z nich powinna zakończyć się bramką, ale w 27. minucie w sytuacji sam na sam Taranka zatrzymał Grzywa. Lepiej w tym fragmencie prezentowali się jednak zawodnicy Silesii i w wielu sytuacjach Wojskowych ratowała kapitalna dyspozycja w bramce reprezentanta Szwajcarii.
Ostatnie 10 minut stały pod znakiem bardzo zaburzonej rotacji w zespole WKS-u. Co chwila zawodnicy zgłaszali jakieś problemy zdrowotne bądź zmęczeniowe, przez co stałe czwórki, którymi do tej pory dysponował Piotr Wysoczański przestały istnieć, a wrocławianie zmieniali się pojedynczo lub dwójkami. Wreszcie na parkiecie pojawił się także debiutujący Adam Moczurad, który na pozycji pivota zastąpił Krystiana Jajko. Wizualną przewagę na parkiecie wciąż mieli siemianowiczanie, ale brakowało klarownych sytuacji. Dopiero w 36. minucie gospodarze mogli i powinni wpakować piłkę do pustej bramki Śląska, ale jeden z zawodników w czarnych strojach źle dostawił stopę i piłka skończyła obok bramki. W 37. minucie Silesia wychodziła z akcją, ale świetnie przejął piłkę Jan Rojek i wstrzelił mocno piłkę w pole karne, a tam znalazł się debiutujący Adam Moczurad i dał Śląskowi już po raz czwarty prowadzenie w tym meczu - 5:4. Na niespełna 3 minuty przed końcem spotkania trener Paweł Machura poprosił o czas dla swojej ekipy żeby porozmawiać o pomyśle na ostatnie fragmenty gry. Po przerwie siemianowiczanie pojawili się na placu gry z Wojtyną na pozycji bramkarza i znowu zakotłowało się pod bramką Charriera. W 39. minucie Hiszpański padł w polu karnym Śląska, ale sędziowie pozostali niewzruszeni i wściekły zawodnik Silesii za protesty zobaczył żółtą kartkę. Na 20 sekund przed końcem meczu kapitalnie z dystansu uderzył Wojtyna, ale jego strzał zatrzymał się na słupku bramki Trójkolorowych i trener Machura poprosił o swój ostatni w meczu czas. Mimo usilnych starań siemianowiczanie nie zdołali jednak odwrócić losów tego meczu i spotkanie zakończyło się zwycięstwem gości 5:4.
To drugie z rzędu zwycięstwo wrocławian w wyjątkowo wymagających okolicznościach, druga wygrana rzutem na taśmę i druga bardzo ważna. W takich właśnie spotkaniach buduje się charakter zespołu, tym bardziej, że do Siemianowic Wojskowi pojechali mocno osłabieni. Znowu wspinamy się w górę tabeli i obiecujemy, że to nie koniec! HEJ ŚLĄSK!