WKS Śląsk Futsal Wrocław wygrał z AZS UEK Kraków 2:1 w 14. kolejce 1. Polskiej Ligi Futsalu. Wrocławianie od początku kontrolowali przebieg spotkania i zasłużenie wygrali po raz szósty w tym sezonie. Bramki dla Trójkolorowych zdobyli Jan Rojek oraz Michał Grochowski. Jedyną gola dla gości strzelił Grzegorz Chlebda.
WKS do meczu przeciwko AZS-owi przystępował, po raz pierwszy w tym sezonie, w najmocniejszym zestawieniu. Nie brakowało nikogo i wszyscy byli zdolni do gry. Jedyną ważną informacją kadrową było to, że Michał Bondarenko miał wystąpić po raz ostatni w tym sezonie. Goście z Krakowa przyjechali z kolei bez swojego najlepszego strzelca Jakuba Ptaka, a rozpoczęli w składzie: Rafał Aksamit, Maciej Kuchta, Bartłomiej Polak, Mikołaj Pyś oraz Tadeusz Dziarmaga. Śląsk na parkiet wyszedł swoją klasyczną już piątką Noel Charrier, Michał Grochowski, Jan Rojek, Filip Turkowyd i Artem Lytvynenko.
Pierwsze 10 minut oba zespoły poświęciły na badanie rywala. Goście próbowali pressować i zmuszać WKS do błędów, co w wielu fragmentach się udawało i faktycznie gospodarze mieli spory problem z budowaniem ataków. W związku z tym, że gra nie do końca kleiła się wrocławianom, trener Piotr Wysoczański dość często rotował składem i szukał optymalnego ustawienia. Jedni i drudzy grali bardzo agresywnie, ale zgodnie z przepisami. Problemem dla Trójkolorowych był brak sytuacji i fakt, że pierwszy strzał na bramkę krakowian oddał Giorgio Chokheli dopiero w 10. minucie. AZS miał z gry nieco więcej, ale klarownych sytuacji do zdobycia bramki również nie było. Najlepszą szansę goście mieli po rzucie wolnym sprzed pola karnego Śląska, po faulu Michała Bondarenko, za który to faul Bondi obejrzał żółtą kartkę.
Drugie 10 minut było już nieco lepsze i bardziej intensywne. Zawodnicy obu ekip poprawili dokładność swoich podań i dzięki temu mecz nabrał wreszcie rytmu. Sytuacji niestety wciąż było jak na lekarstwo. W 16. minucie uderzał Bondarenko, ale do szczęścia trochę brakowało. W 19. minucie wreszcie Śląsk rozegrał dwie świetne akcje, najpierw Miłosz Taranek zagrywał do Krystiana Jajko, ale ten uderzył obok słupka, a chwilę później Chokheli zagrał do Krystiana w niemalże identycznej sytuacji, ale najlepszy strzelec WKS-u uderzył prosto w bramkarza. Tuż przed końcem pierwszej połowy Śląsk sfaulował po raz piąty i do końca musiał się pilnować żeby nie doprowadzić do przedłużonego rzutu karnego. Na 4 sekundy przed końcem pierwszej części gry trener Wysoczański poprosił o czas żeby rozrysować drużynie ostatnią akcję. Zawodnicy Śląska świetnie rozegrali rzut z autu i Taranek miał bardzo dobrą okazję, ale jakimś cudem Rafał Aksamit obronił jego uderzenie i do przerwy utrzymał się wynik 0:0.
Drugą połowę wrocławianie rozpoczęli z absolutnie nową energią i chęcią jak najszybszego otwarcia wyniku. Na parkiecie po raz pierwszy pojawił się Daniel Hoilik, który całą pierwszą część gry przesiedział na ławce. Gospodarze od początku zaczęli więcej ryzykować w ataku, co otwierało szanse na kontry dla rywali. W 23. minucie jedną z takich kontr strzałem w słupek zakończył Pyś, a chwilę później Grzegorz Chlebda zmarnował 100% sytuację i wciąż było 0:0. Wreszcie w 25. minucie WKS zagrał bardzo dobrą akcję, Bondarenko zagrał do Rojka, a ten uderzył sprzed pola karnego w samo okienko bramki i nie dał bramkarzowi najmniejszych szans. Po tym golu mecz się otworzył, a AZS musiał zacząć więcej ryzykować. W 28. minucie Krystian Grochalski zobaczył żółtą kartkę za faul powstrzymujący kontrę Wojskowych i co ciekawe, był to dopiero pierwszy faul po przerwie.
Krakowianie co jakiś czas wycofywali bramkarza i próbowali grać z przewagą zawodnika w polu, ale gospodarze bardzo mądrze stali w obronie i rywalom rzadko udawało się doprowadzić do groźnej sytuacji. W 31. minucie szansę wypracował sobie indywidualną akcją Patryk Zając, ale fenomenalnie w bramce spisał się Noel Charrier, który wyciągnął niemożliwą piłkę i wciąż było 1:0. Ataki AZS-u nie ustawały, ale WKS bronił naprawdę dobrze i w 32. minucie wyszedł z kontrą, która mogła zakończyć się drugim golem, ale Bondarenko w sytuacji sam na sam zgubił piłkę. Mawiają jednak, że co się odwlecze to nie uciecze i tak było w tym przypadku. W 34. minucie świetną akcję dwójkową rozegrali Lytvynenko i Hoilik, ten drugi minął obrońcę i wyłożył piłkę Grochowskiemu do pustej bramki, a Grochu podwyższył rezultat na 2:0. Z tego gola gospodarze nie mogli się cieszyć jednak zbyt długo, bo już pierwszą akcję po wznowieniu krakowianie zakończyli bramką kontaktową, a konkretnie uczynił to Chlebda, zmniejszając prowadzenie gospodarzy w 35. minucie - 1:2. AZS po strzeleniu gola uwierzył w swoje siły i ruszył do przodu, ale gościom trudno było stwarzać kolejne sytuacje. Na niespełna 2 minuty przed końcem meczu trener Piotr Wysoczański poprosił o czas, by jeszcze raz porozmawiać ze swoim zespołem przed najważniejszym fragmentem meczu. Goście postawili wszystko na jedną kartę i 30 sekund przed końcem fenomenalnie z dystansu uderzył Polak, ale jeszcze lepiej w bramce zachował się Charrier, który sparował piłkę na poprzeczkę. W ostatnich sekundach Lytvynenko mógł podwyższyć wynik, ale jego strzał do pustej bramki zatrzymał się na słupku. Ostatecznie Śląsk wygrał 2:1 i zaliczył bardzo ważne domowe zwycięstwo.
Wrocławianie w 14. kolejce wygrali po raz szósty w tym sezonie i pną się w górę tabeli. To spotkanie było bardzo wymagające i potrzeba było dużo cierpliwości, żeby na koniec cieszyć się ze zwycięstwa. WKS pokazał swoją siłę i to, że nawet jeśli nie do końca idzie, to można wygrywać mecze.