WKS Śląsk Futsal Wrocław przegrał na własnym parkiecie z GKS-em Futsal Tychy 3:4. Spotkanie trzymało w napięciu do ostatniej sekundy, ale ostatecznie wrocławianom nie udało się odwrócić losów spotkania i musieli uznać wyższość doświadczonego rywala. Bramki dla WKS-u zdobywali Krystian Jajko (2) i Artem Lytvynenko.
Wrocławianie do sobotniego meczu ponownie przystępują w nieco odmienionym składzie niż w poprzednich kolejkach. Do rosteru dołączył Artem Lytvynenko, który przez dwie kolejki pauzował za czerwoną kartkę. Nieobecni z kolei pozostają wciąż kontuzjowani Noel Charrier i kapitan Kamil Kozak oraz Giorgio Chokheli. W meczu z GKS-em trener Wysoczański nie będzie mógł również skorzystać z Michała Grochowskiego, który boryka się z lekkim urazem. W wyjściowej piątce gospodarzy wybiegli: Mateusz Dec, Yevgeniy Shutyak, Jan Rojek, Artem Lytvynenko i Filip Turkowyd. Goście z Tych rozpoczęli w zestawieniu: Paweł Mura, Roman Vakhula, Michał Słonina, Filip Krzyżowski oraz Piotr Pytel.
Obie drużyny niesamowicie intensywnie weszły w spotkanie i pierwsze strzały z obu stron oglądaliśmy już w pierwszej minucie meczu. Po kilkudziesięciu sekundach świetny ruch od piłki zrobił Lytvynenko, dostał precyzyjne zagranie od Rojka i uderzył z powietrza na bramkę Mury, tym samym otwierając wynik - 1:0 dla Śląska. Ten gol dość mocno wstrząsnął tyszanami, którzy spodziewali się innego początku. Gościom udało się odgryźć dopiero dwie minuty później, ale Dec nie miał problemu z obroną strzału. Pierwsze zmiany w WKS-ie dość szybko przyniosły pożądany skutek, a akcja duetu Krystian Jajko-Kamil Dziubczyński w 4. minucie omal nie zakończyła się podwyższeniem rezultatu, jednak dobrze w bramce zachował się Mura. Trójkolorowi mocno pressowali, czym zmuszali rywali do niecelnych zagrań i strat. W 6. minucie gościom udało się jednak zaskoczyć Wojskowych - przed wznowieniem autu zmienili bramkarza na Dawida Pasierbka, a ten wbiegł na parkiet, dostał piłkę i bez zastanowienia uderzył mocno na bramkę Deca, doprowadzając tym samym do wyrównania 1:1.
GKS poczuł krew i poszedł za ciosem, w 7. minucie bezpańską piłkę na przedpolu zebrał Tomasz Gąsior i dał prowadzenie gościom. Nie minęło nawet 30 sekund, a Śląsk mógł odpowiedzieć. Świetną akcję rozegrał duet Taranek-Dziubczyński, ale obrońcy GKS-u rzucili się pod nogi Miłoszowi i uniemożliwili mu strzał do pustej bramki. Chwilę później rozpędzony Jajko sfaulował rywala, za co obejrzał żółtą kartkę. Z minuty na minutę tyszanie czuli się na parkiecie hali AWF coraz lepiej i w 9. minucie udokumentowali to bramką na 3:1 autorstwa Piotra Pytla. W kolejnych minutach gra się nieco uspokoiła, ale jak się później okazało - tylko na moment. Najpierw Dziubczyński był bliski gola samobójczego, a kilkadziesiąd sekund później fenomenalną akcję indywidualną przeprowadził Krystian Jajko i było 2:3 - Śląsk złapał kontakt. Wrocławianie ani myśleli osiadać na laurach i rzucili się momentalnie do odrabiania strat, ale trudno było się przedrzeć przed dobrze zorganizowaną w tym fragmencie defensywę tyszan. Po kilku chwilach "posuchy", w 16. minucie taktyczny faul przed polem karnym popełnili goście, za co Szymon Cichy obejrzał żółtą kartkę, a WKS miał okazję na dobre rozegranie rzutu wolnego. Sam poszkodowany czyli Krystian Jajko podszedł do piłki, uderzył bardzo mocno i nie dał szans bramkarzowi - było 3:3 na nieco ponad cztery minuty przed przerwą. Z kapitalnej strony w końcówce pokazał się Dziubczyński, który ruszył indywidualnie lewym skrzydłem i oddał bardzo dobry strzał, ale bramkarz GKS-u jakimś cudem sparował uderzenie na rzut rożny. Jeszcze dwie kapitalne szanse w końcówce mieli Lyvtynenko i Turkowyd, ale do przerwy utrzymał się wynik 3:3.
W 15. sekundzie drugiej części byliśmy świadkami pierwszej dużej kontrowersji - wydawało się, że Jan Rojek był faulowany w polu karnym, ale sędzia pozostał niewzruszony i kontynuowaliśmy grę. W 22. minucie błąd w rozegraniu popełnili zawodnicy Śląska, piłkę przejął Szymon Cichy i strzałem na dalszy słupek ponownie dał tyszanom prowadzenie - 4:3. Kilkadziesiąt sekund później mogło być już 5:3, ale strzał gości zatrzymał się na słupku bramki Deca. Wrocławianie też mieli swoje szanse, ale albo brakowało trochę precyzji, albo jak w przypadku akcji sam na sam Taranka - świetnie w bramce zachował się Mura. Obaj bramkarze rozgrywali naprawdę bardzo dobre zawody we wrocławskiej hali AWF i pomimo kilku goli zdobytych przez oba zespoły, mogli być ze swojej postawy zadowoleni. Później przez dłuższy moment żaden z zespołów nie stworzył sobie klarownej sytuacji, nie mieliśmy też zbyt wielu strzałów na bramkę, ale emocji w grze z pewnością nie brakowało. W 9. minucie Trójkolorowi niedokładnie rozegrali akcję od tyłu i w świetnej sytuacji znalazł się Mateusz Kosowski, ale uderzył obok bramki Deca.
Ostatnie 10 minut rozpoczęliśmy od dobrej akcji GKS-u i strzału dobrze dysponowanego po przerwie Kosowskiego. Na strzał gości w 32. minucie odpowiedział Jajko, ale jego strzał zatrzymał się na poprzeczce bramki tyszan. Abstrahując od wyniku meczu, wydaje się, że Krystian Jajko był absolutnie najlepszym graczem na parkiecie i bez niego Śląsk byłby w dużych opałach. Wrocławianie zerwali się w 13. minucie, najpierw bramkarz gości w ostatniej chwili przejął piłkę adresowaną do Krystiana, a chwilę później obronił uderzenie piętą Taranka. Ewidentnie jednak widać było widać wiarę w zespole i chęć odwrócenia losów rywalizacji ze strony gospodarzy. W 14. minucie bardzo blisko wykorzystania błędu GKS-u był Daniel Hoilik, ale do pełni szczęścia zabrakło około metra. Czas upływał nieubłaganie i na pięć minut przed końcem na parkiet powrócił raz jeszcze Jajko, któremu towarzyszyli Lytvynenko, Rojek i Turkowyd. Z upływem minut wynik się jednak nie zmieniał, i na niespełna 120 sekund przed końcem trener Piotr Wysoczański poprosił o czas dla swoich podopiecznych. Po przerwie wrocławianie zdecydowali się na wycofanie bramkarza, a jego miejsce naprzemiennie zajmowali Lytvynenko i Hoilik. Pomimo przewagi Śląska, tyszanie bardzo dobrze przesuwali w obronie i nie dopuszczali do żadnych groźnych sytuacji. Pomimo walki do ostatniej sekundy, gospodarzom nie udało się odwrócić losów rywalizacji i to GKS Tychy wygrał we Wrocławiu 4:3.
We wrocławskiej hali AWF obejrzeliśmy kapitalne widowisko, pełne zwrotów akcji i pięknych goli. Niewiele zabrakło, a Śląsk zdobyłby punkty z bardzo silnym i doświadczonym rywalem, ale ostatecznie czegoś w końcówce zabrakło. Faktem jest, że Trójkolorowi przegrali po raz trzeci w sezonie i za tydzień trzeba liczyć na przełamanie w Rzeszowie.