WKS Śląsk Futsal Wrocław przegrał na własnym parkiecie w 1/16 Pucharu Polski z BSF ABJ Powiat Bochnia 1:6. Jedynego gola dla WKS-u w magiczny sposób zdobył Giorgio Chokheli. Goście, jako przedstawiciel górnej części tabeli FOGO Futsal Ekstraklasy, byli wyraźnie lepsi we wrocławskiej hali AWF i zasłużenie awansowali do kolejnej rundy.
Śląsk do meczu 1/16 Pucharu Polski przystąpił bez bardzo ważnego w rotacji Michała Bondarenko oraz bez Olgierda Kura, poza tym jednak trener Piotr Wysoczański mógł liczyć na trzon zespołu. BSF Bochnia również nie zamierzała się oszczędzać i do stolicy Dolnego Śląska przyjechała w najmocniejszym personalnie zestawieniu. W pierwszej piątce wrocławian wybiegli: Noel Charrier, Artem Lytvynenko, Jan Rojek, Daniel Hoilik i Michał Grochowski. Goście rozpoczęli w składzie Kevin Kollar, Pedro Pereira, Minor Cabalceta, Wojciech Przybył oraz Arkadiusz Budzyn.
Pierwsze 10 minut stało pod znakiem dominacji przyjezdnych i fenomenalnej dyspozycji w bramce Noela Charriera. Bochnia od samego początku narzuciła mocne tempo grania, co momentalnie przełożyło się na sytuacje. W 3. minucie Cabalceta uderzał zza pola karnego, ale zasłonięty Noel kapitalnie w zachował się między słupkami. Później to WKS doszedł do głosu, co poskutkowało dwoma szansami na zdobycie gola. Najpierw w 4. minucie Giorgio Chokheli popisał się świetną akcją indywidualną, ale zatrzymał go Kollar, a chwilę później Rojek uderzał z dystansu i do szczęścia zabrakło niewiele. Worek z bramkami otworzył się w 8. minucie, kiedy po błędzie w wyprowadzeniu piłki Śląska piłkę wzdłuż bramki zagrał Cabalceta, a akcję wykończył do pustej bramki Mateusz Prokop i było 0:1. Kilkadziesiąt sekund później goście zagrali bliźniaczą akcję i Prokop podwyższył prowadzenie Bochni na 2:0. Jakby tego było mało, w 9. minucie za faul na bramkarzu żółtą kartkę zobaczył Grochowski i wydawało się, że szczęście nie jest dziś po stronie Śląska.
W 11. minucie cała hala AWF wpadła w euforię po fenomenalnej akcji Chokheliego. Nawinął obrońcę kilkukrotnie, po czym przelobował bramkarza w magiczny sposób dając bramkę kontaktową Śląskowi - 1:2. Szczęście nie trwało jednak długo, bo już kilkadziesiąt sekund później po raz kolejny dał o sobie znać Cabalceta, który uderzył bardzo precyzyjnie po finezyjnie rozegranym rzucie z autu i było 3:1. Trójkolorowi próbowali odpowiedzieć, ale brakowało konkretów, a większe zaangażowanie w atak stwarzało kolejne szanse dla Bochni. I tak w 15. minucie kolejna podobna akcja BSF, zagranie Pereiry do Łukasza Biela i Bochnia ponownie odskoczyła na bardzo bezpieczne prowadzenie 4:1. Goście fantastycznie operowali piłką i kontrolowali to, co dzieje się na parkiecie. W 19. minucie Trójkolorowym udało się jednak stworzyć groźną sytuacją. Piłkę w środku boiska przejął Grochowski i rozegrał bardzo dobrą akcję w duecie z Krystianem Jajko, ale zabrakło jej zamknięcia. Na domiar złego przyjezdni w samej końcówce pierwszej części gry wbili Śląskowi piątego gola, a konkretniej uczynił to bardzo pomocnym strzałem z dystansu Przybyła i do przerwy BSF Bochnia prowadziła wysoko 5:1.
Od początku drugiej połowy między słupkami Śląska pojawił się Yaroslav Morykyshka, który miał za zadanie nie tylko strzec bramki, ale też pomóc w rozegraniu piłki kolegom. Nie można powiedzieć, że WKS nie szukał swoich szans, ale goście bardzo skutecznie kontrolowali przebieg gry i nie pozwalali na zbyt wiele gospodarzom. Po przerwie pierwszy raz na parkiecie pojawił się również Miłosz Taranek i od razu mógł wpisać się na listę strzelców, ale bardzo dobrze interweniował bramkarz Bochni i wynik pozostawał bez zmian. W 25. minucie dobrze indywidualnie wzdłuż prawej linii boiska zagrał Hoilik, ale jego strzał ponownie wybronił Kollar. Wydaje się też, że po zmianie stron gra nieco się uspokoiła, bo wynik był mocno jednostronny i BSF na parkiecie hali AWF czuł się naprawdę mocny.
Ostatnie 10 minut bardzo mocnym akcentem rozpoczęła Bochnia, a kolejny błąd w rozegraniu WKS-u w bezlitosny sposó wykorzystał Cabalceta i w 31. minucie przyjezdni prowadzili już 6:1. Z upływem czasu gry trener Wysoczański zaczął sięgać po kolejnych zawodników i tak na parkiecie pojawili się Filip Kapinos czy Maksym Popadiuk. Również między słupkami Bochni stanął rezerwowy bramkarz Oliwier Piwowarczyk i w 36. minucie w fenomenalny sposób uchronił swój zespół od utraty bramki. Bardzo dobrą akcję prawą stroną przeprowadził Taranek, dograł do Jajki, ten chciał zwieźć bramkarza, ale fantastycznie zachował się w bramce Piwowarczyk. Kilkanaście sekund później celnie sprzed pola karnego uderzył Popadiuk, ale z linii bramkowej piłkę jakimś cudem wyciągnął bramkarz gości i Trójkolorowi wciąż nie mogli skierować piłki do siatki. W końcówce meczu bardzo bliski drugiego gola dla gospodarzy był Grochowski, ale uderzył tylko w poprzeczkę i spotkanie zakończyło się wynikiem 6:1 dla BSF ABJ Powiat Bochnia.
To była kolejna w tym sezonie bardzo cenna lekcja dla bemiaminka 1 Polskiej Ligi Futsalu. WKS co prawda przegrał wysoko, ale patrząc na potencjał ekipy z Bochni, wrocławianie pokazali się z naprawdę dobrej strony i z tego meczu można wyciągnąć bardzo dużo pozytywnych wniosków. Jest jednak też co poprawiać, a czasu na analizę nie ma wiele, bo już w niedzielę wracamy do ligowych rozgrywek i spotkania z AZS UEK Kraków. Hej Śląsk!